Kremowe shea.

Naprawdę nie sposób przecenić tego masełka, mimo iż zawiera tylko dwa składniki, ale za to jakie! Po pierwsze MASŁO SHEA, o którym ktoś napisał, że to taki mały cud natury. Masło to jest bardzo popularne w Ameryce, wystarczy wejść na Youtube i zobaczyć ile kobiet prezentuje tam swoje przepisy! Ale i w Polsce cieszy się ono coraz większym uznaniem. Ja również należę do jego sympatyków - uważam ,że jest wspaniałe pod każdym względem: w mydle, w kremie, w balsamie. Dodaję je do swoich mydeł, które dzięki temu bardzo dobrze natłuszczają skórę (shea posiada aż do 11% niezmydlalnych kwasów tłuszczowych czyli takich, które nie wchodzą w reakcję zmydlania i to one natłuszczają skórę). Dodaję shea do balsamu miodowego, który prezentowałam na tym blogu, a który jeśli chodzi o natłuszczanie suchej, popękanej skóry rąk, łokci, pięt i warg jest bardzo skuteczny, w pełni naturalny, wypróbowałam na sobie i gorąco wszystkim polecam. Brakowało mi jeszcze masła shea w kremie, aby wygodnie natłuszczać całe ciało np. po kąpieli albo twarz po umyciu, ale długo nie mogłam znaleźć odpowiedniego przepisu. Zależało mi, aby był prosty, skuteczny i szybki w przygotowaniu. I jak to w życiu bywa: znalazłam szukając czegoś innego. Na jednym z moich ulubionych "mydlanych " blogów o nazwie SOAPQUEEN, szukając informacji o mydle, znalazłam przepis na kremowe shea. Wyglądało tak apetycznie, że od razu wiedziałam, że to jest to. Prosty przepis i proste wykonanie. Drugim składnikiem oprócz masła shea jest kolejny dar natury, a mianowicie OLEJ KOKOSOWY, w naturalnych mydłach jest po prostu niezastąpiony- nic nie tworzy tak cudownej piany!

 Masło shea i olej kokosowy , oba składniki najlepiej w temperaturze pokojowej, w proporcji mniej więcej 3:1 (ja dokładnie do 142g shea dodałam 50g o. kokosowego), ubijamy od 5-10 minut zwyczajnym kuchennym mikserem zmieniając co jakiś czas obroty z wolniejszych na szybsze.

 

Jeśli mamy twarde masło i olej z lodówki lub innego chłodnego pomieszczenia, lepiej będzie podgrzać je na naczyniu z gorącą wodą, ale lekko, tak aby nie były płynne, a jedynie plastyczne.
   Po ok. 5 minutach miksowania otrzymujemy puszysty, bielusieńki krem, gotowy do smarowania. Możemy dodać do niego ulubiony olejek eteryczny (ja do pierwszej partii dodałam olejek grapefruitowy w ilości "na oko"), ale bez olejku też będzie dobrze.

 
 Wyczytałam również, że niektórzy
dodają do takiej mieszanki "arrowroot powder" czyli skrobię pozyskiwaną z korzenia pewnego gatunku maranty. Skrobia ta zmniejsza "tłustość" kremu. Ja niewiele myśląc dodałam ( znowu "na oko") zwykłej mąki ziemniaczanej i też jest dobrze; zrobiłam to tylko w ramach eksperymentu, bo krem bez mąki też mi odpowiada i raczej przy takim pozostanę.
Krem bardzo dobrze się wchłania, tak więc skóra "świeci się" tylko krótko po posmarowaniu. Dla mnie najważniejsze jest, że kremowe shea nie zawiera żadnych "sztuczności", trzymam je w chłodnym miejscu, ale nie w lodówce i teraz tylko sprawdzę, jak długo pozostaje świeże i jak długo można je przechowywać.

Komentarze